Trybunał Konstytucyjny po raz drugi wypowiedział się w sprawie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych i ponownie uznał za sprzeczne z Konstytucją część regulacji nowelizacji ustawy spółdzielczej z 2007 roku . Przypomnijmy: TK już raz w grudniu ubiegłego roku zakwestionował zmianę prawa lokatorskiego we własność potocznie nazywane „wykupem za złotówkę”.
Skąd się wzięły te złotówki za które może dostać prawo własności do lokalu spółdzielca z prawem lokatorskim ? Do nowelizacji z 2007 roku spółdzielcze lokatorskie prawa do lokalu miała mniej więcej jedna trzecia spółdzielców czyli około 960 tys. osób .Reszta miała tzw „prawo własnościowe” – w praktyce dość zbliżone do prawa własności. Od 2000 roku nie można już przyznawać własnościowych spółdzielczych praw do lokalu – tylko pełną własność .Dotyczy to przede wszystkim nowych mieszkań , bo co do posiadaczy praw spółdzielczych własnościowych sprzed 2000 roku to przepisy dały im prawo żądania wydzielenia własności, ale tym zainteresowało się do tej pory raptem kilka do kilkunastu procent spółdzielców . Większość bowiem uważa , że skoro to „własnościowe” można dziedziczyć , sprzedać i podarować , to po co zmieniać je we własność i ponosić nawet niewielkie koszty . Do tego spółdzielcy nie garneli się do tworzenia jedno czy kilku budynkowych wspólnot szczególnie w starych, kilkudziesiecioletnich budynkach. Zmiana prawa lokatorskiego w owe „własnościowe” przed 2007 rokiem zachodziła za odpłatnością , którą uregulowano w imię powszechnej sprawiedliwości jednolicie dla wszelkich spółdzielni – 50 proc. tzw kwoty umorzenia .Kwota umorzenia była obliczana według wyceny rynkowej – co też wprowadziły zmiany z 2000 roku .Trudno zrozumieć dlaczego , bo przecież spółdzielca wpłacał wkład budowlany albo mieszkaniowy , którego podstawą były koszty budowy ,a nie cena rynkowa . Wg wycen rynkowych odbywał się dopiero obrót wtórny.
W PRL spółdzielcy wnosili 10 proc. kosztu jako wkład mieszkaniowy uprawniający do lokatorskiego spółdzielczego prawa do lokalu lub 20 proc. na wkład budowlany z prawem „własnościowym” .Resztę spłacali w comiesięcznych opłatach. Po pewnym czasie pewna część długu była umorzona . Umorzenia były różne: te z lat 60 – 29 proc, później – 50 proc. Zmieniając wtedy prawo lokatorskie na własnościowe – trzeba było spłacić najpierw kwotę zadłużenia , później umorzenia. Ale w latach 80 mieliśmy wysoką inflacje , która spowodowała dewaluację pieniądza a w 1995 roku mieliśmy już denominację . Jeżeli umorzono np. 100 tys. kredytu – to po denominacji – zmieniło się to w 10 zł .Te 10 zl spłacają dziś spółdzielcy przy zmianie prawa lokatorskiego we własnościowe na mocy nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych z 2007 roku.A jak spłacali przed ta nowelizacją ? Mieszkanie wyceniano rynkowo ,obliczano z tego procent umorzenia i połowę tego – wpłacał spółdzielca, ale pieniądze trafiały na fundusz remontowy spółdzielni . Spółdzielnie są podmiotami prywatnymi i muszą utrzymać swoje zasoby z opłat spółdzielców .Był projekt ,żeby płacić nie 50 proc. umorzenia lecz 3 proc-lecz zakwestionował to Trybunał Konstytucyjny .
Tak więc „wykup za złotówkę” ma swoje źródło w utracie wartości złotego .Jest i druga strona medalu . Nie wszyscy oczekujący w długiej – kilkumilionowej kolejce po spółdzielcze mieszkanie doczekali się go w PRL-u choć zgodnie z ówczesnymi zasadami – systematycznie oszczędzali na swój przyszły dach nad głową . Kto zaoszczędził na M-4 wymagane wówczas 50 tys. zł(20 proc. wkładu budowlanego a w latach 70 to były co najmniej dwu – trzyletnie przeciętne wynagrodzenia) – dziś ma na książeczce 5 zł .Również w wyniku denominacji .Ale może otrzymać premię gwarancyjną – kilka tysięcy zł – pod warunkiem ,że kupi lub wybuduje mieszkanie czy dom ,a premia dziś nawet na metr kwadratowy nie wystarcza .
Dwie trzecie spółdzielców za swoje tzw „własnościowe" prawo zapłaciło .Nic więc dziwnego ,że nie powitali entuzjastycznie prawa , które pozostałym – pozwala zdobyć prawo własności za symboliczne kwoty. Prezesi spółdzielni , którym za opieszałość w „uwłaszczaniu za złotówkę" groziło …więzienie nie omieszkali przypominać spółdzielcom, że za słabsze prawo własnosciowe wpłacali dziesiątki tysięcy złotych i że to za ich pieniądze wyremontowano domy , w których dziś oddaje się na własność mieszkania "za złotówkę ". Jest jeszcze grupa spółdzielców ( 100 tys. ), którzy za prawo własności muszą wpłacać po kilkadziesiąt tysięcy złotych. W skrócie tylko powiem ,że spłacają długi , na których powstanie wpływu nie mieli .
Tak więc znakomita większość spółdzielców zupełnie nie poparła pomysłów „wykupu za złotówkę” i to jest powód dlaczego tak wiele zarządów spółdzielni do realizacji tego pomysłu zbytnio się nie przyłożyło ,zwłaszcza ,że i Trybunał Konstytucyjny w grudniu ub. roku – to rozwiązanie – określił jako niekonstytucyjne. Pominęłam tu wiele szczegółów, ale śledząc historię spółdzielczości mieszkaniowej od lat 60. postawiłabym taką tezę : w PRL doszło do jej całkowitego zawłaszczenia przez państwo, a raczej wszelkie ówczesne struktury władzy . W wolnej Polsce państwo mocno i głęboko ingeruje w spółdzielczość mieszkaniową , również pomijając spółdzielców. Co ciekawe - tę państwową ingerencję inicjują i forsują politycy , którzy uważają się za liderów walki z peerelowską spuścizną ….
Dla młodszego pokolenia to ja tu jakieś abrakadabry wypisuję o spółdzielczości .Trzydziestolatkowie a nawet czterdziestolatkowie są już wychowani w kulcie prawa własności i cen rynkowych .Tylko ,że przy takich dogmatach nielicznych jedynie stać na mieszkanie .Nawet za kredyt z dopłatą .